sobota, 1 czerwca 2013

[RECENZJA] Thirty Seconds To Mars - LOVE LUST FAITH + DREAMS

Czas na pierwszą recenzję!


Najnowsze wydawnictwo pana Leto i spółki ukazało się jakieś dwa tygodnie temu, ku uciesze zastępów dzikich eszelonek najwierniejszych fanek. Całe szczęście, nie należę do nich, bo chyba czułabym się zawiedziona.

Bo coś  mi się nie zgadza. Jared o płycie mówi tak: To więcej niż ewolucja, to dla nas nowy początek. Kreatywnie trafiliśmy w zupełnie nowe, ekscytujące, niespodziewane i niesamowicie inspirujące miejsce. Hm. Kreatywność? To czemu to wszystko brzmi jak odrzucone kawałki z poprzedniej płyty? Ewolucja? Chyba wsteczna. Kawałkom brak chwytliwości, Jared śpiewa gorzej niż zwykle, a eszelonowych chórków jest tyle, że zaczynają wkurzać.

Jedynymi plusami, jakie zanotowałam podczas słuchania, to świetne bębny (w końcu Shannon dobrym perkusistą jest!) i smyczki, dużo smyczków.

A teraz przyszła pora na pastwienie się nad kolejnymi kawałkami:


1. Birth - ach, to ten kawałek, który był w napisach końcowych jakże oryginalnego, fabularnego wręcz filmu, jakim jest teledysk do Up in the air. I co słyszę? cyrkową muzyczkę, fajne bębny i Jareda, który wyje, że chce mnie ocalić przede mną, bo się zgubiłam i nie mogę się odnaleźć. Dziękuję, postoję. Okres dojrzewania mam już dawno za sobą. Później "siła" piosenki rośnie, cyrkowe trąbki (czy co oni tam mają, ale na pewno Jared na tym nie grał) ustępują miejsca smyczkom. Robi się nawet znośnie, ale wchodzi jakiś pierdzący dźwięk który kojarzy mi się z grą na grzebieniu. Strzelam, że to bas albo mocno przesterowana gitara.

2. Conquistador - OBORZE GITARA! Nie słyszałam jej od drugiej płyty 30STM, mimo że Jared ją nosił ze sobą, bo to magnes na laski (szczególnie te najgłośniejsze, trzynastoletnie, lecące na starego dziada, który, gdyby się dobrze postarał, móglby byc ich dziadkiem). Ale ja nie o tym chciałam. Kawałek kojarzy mi się trochę z ostatnią płytą AFI. Zapewne przez to "łuuuuoooooooooo" na początku i to, że jest dość skoczna. Jared zachęca do modlitwy, bo to walka na śmierć i życie, łuuuuuuooooooooooooouuuuoooooo. Chyba mi grozi, bo nie podoba mi się płyta.

3. Up In The Air - Singlowy kawałek, bardzo chwytliwy, zapewne byłby katowany przez eski, eremefki i inne zetki, gdyby nie to, że Marsi kiedyś grali rocka. Wita nas znajome "łooooooooooooouuuuuuuoooooooo" (naprawdę im się to nie znudzi?). Jared śpiewa, że był w powietrzu, i że czuje koniec. Nie on jeden to czuje. Następnie informuje o spieprzonym życiu i poświęconych miłościach, tuż przed refrenem chce udusić kogoś z miłością. Zastanawiam się czy warto było wysyłać ten kawałek w kosmos. Załóżmy, że kosmici odbiorą sygnał, ale będą w stanie zrozumieć tylko "I wrap my hands around your neck", i co wtedy? Kręgi w zbożu to pikuś...

4. City of Angels - mój faworyt z płyty. Jest nastrojowo i milusio, jak w bajce. Fajne klawisze, perka jak zawsze daje radę. Jared nie wyje (aż tak bardzo), da się go słuchać. Kawałek w sam raz do spaceru po mieście po zmroku. Nie moja wina, że baba jestem i lubię ballady. Tekst w końcu trzyma się kupy, wszystko gra.

5. The Race - ładne smyczki, ale kilka sekund później wchodzi dyskotekowy bit, i już nie jest tak fajnie. Życie, to niebezpieczna gra. Dzięki Jared, nie wiedziałam. I usilnie powtarza, że nie ucieka. Końcówka kawałka muzycznie bardzo podobna do Conquistadora, tylko Jared bardziej wyje. Dużo bardziej.

6. End of all Days - bardzo przyjemne pianinko na początku. Tylko Jared znowu wyje, a taka fajna ballada by była... Tak, Jared, potrzebujesz nowego kierunku, i trzeba czegoś więcej niż wiary, trust me.

7. Pyres of Varanasi - początkowo brzmi jak wyjęta z jakiegoś horroru, ale później wchodzi umpa-umpa, klakson tira i jakieś przeszkadzajki. Następnie ktoś wyje jak w gorączce. Już myślałam, że to Jared w bólach rodzi swoje dzieła, ale to chyba nie on...

8. Bright Lights - takie popowe to. Jaruś śpiewa, że miał sen, piękny sen, czy coś. O, nawet pada brzydkie słowo. Próbując wsłuchać się w tekst mam wrażenie, że był układany metodą Haiku - pojedyncze słówka wrzucone do woreczka, wyciągane, i po kolei ukladane w tekst.
I wszędobylskie "łooooooouoouuuuuuuuuuuuuuuooooooooooooooooooooooooooooooooooo". Booooooooooooooooooooooooring.

9. Do or Die - muzycznie jak wyżej, tekstowo także, łoooooooooooooooooooooooooooouuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuooooooooooooo, i w ogóle <ziew>

10. Convergence - czy ja słyszę cymbałki? I co to w ogóle jest?

11. Northern Lights - kojarzy mi się z jakimś kawalkiem Muse z ostatniej płyty, nie wiem z którym, bo niesmak po niej miałam taki sam jak po tej. Poza tym nuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuudaaaaaaaaaaaaa, Jared wyje, że go zrozumieć nie można, Shannon bębni jakby miał tym uratować honor tej płycie. Niestety, to za mało.

12. Depuis Le Dйbut - łojezu, za takie śpiewanie jak w pierwszej części piosenki powinni karać więzieniem. Jared, weź coś zjedz, bo nie panujesz już nad głosem. Albo weź lekcje śpiewu. Albo i jedno, i drugie. Moje cierpienie przeywa pierdząca elektronika i smyczki, minuta do końca, chyba wytrzymam... aż tu nagle... pozytywka. Najbardziej nieskładny kawałek EVER.


A teraz, na koniec, cofnijmy się do pierwszej płyty 30STM. Nie wiem jak Wy, ale ja słyszę przepaść.





4 komentarze:

  1. Podziwiam. Mi się z reguły nie chce pastwić nad płytami do których czuję wstręt. Nie wspominając o sklejaniu z tego kilkunastu sensownych zdań.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też widzę, słyszę, czuję wielką rozpaczliwą pustkę. Za każdym razem, kiedy wchodzę do empiku, gdzie uwielbiają katować klientów tym... czymś. Potem w depresji słucham pierwszego krążka. Może to jest podstępna, skomplikowana psychologicznie promocja pierwszej płyty?

    To mówiłam ja, Monia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieprzystępna płyta dla ciebie jak widze ale jednak wycierpiałaś to jest coś :D

    Nie żebym się czepiał ale czy będą płyty tutaj tylko takich znanych czy nie tylko, no ciesze mnie fakt który tu widzę że bardzo chcesz tak ogólnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie, to wszystko będzie szło przez pryzmat mojego gustu ;P ale różnych rzeczy słucham, nowości się nie boję, więc chyba źle nie będzie ;)

      Usuń